Kwatera Sheelal'a
Idź do strony Poprzedni 1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 52, 53, 54 Następny

Shilla

<burza cichnie, patrzy na swojego zioma i zaczyna go gilać do upadłego, ten trzęsie się ze śmiechu, ona razem z nim> dzień dobry <ma jeszcze trochę czerwone oczy> śpiochu, dzień jest już!

żółtooki

<Budzi się od nagłego dotyku, czuje nieznośne łaskotanie. Zachłystuje się powietrzem, wybałusza oczy i piszczy jak schwytane w sidła zwierze> O bogowie, litości!
<Kiedy atak ustaje, siada na łóżku. Spod rozchełstanej przez szamotaninę koszuli wydać jego tors pokryty licznymi bliznami od walk i śladami rytualnych okaleczeń. Spogląda na nią. Zastanawia się chwile, czego efektem mogą być zaczerwienione oczy, ale postanawia w tej chwili dać temu spokój> Czy nie znasz jakichś bardziej pokojowych metod budzenia? <Uśmiecha się i nastawia łeb do głaskania>

Shilla

<głaszcze go po główce, całuje> kochanie, wiesz przecież, że ja lubię terroryzować <przytula> szczególnie ciebie <wodzi dłonią po bliznach> mogłabym cię tak...miło terroryzować <uśmieszek> bardzo długo <zaczyna się śmiać> ale byś tego nie wytrzymał!

żółtooki

<Robi hardą minę> Ja wszystko zniosę <Wstaje, przeczesuje jej włosy pazurami, tak ostrym i mocnymi, ze mogły by przecinać ciało do krwi, jednak nie czyni jej najmniejszej krzywdy ni bólu, powoduje jedynie delikatny dreszcz> Nie zapominaj, ze jestem wojownikiem <Nachyla się by ja pocałować>

Shilla

<odchyla się trochę> Gadzino, ty nie zapominaj, że ja też jestem waleczne serce <całuje go miło, gorąco, powoli, przestaje na moment> mam pewne obawy co do ciebie <patrzy spode łba na moment>

żółtooki

Ja nie zapominam, ale jakie masz obawy? <Przekrzywia głowe, serce zaczyna mu bić mocniej, ale w żaden sposób nie daje po sobie poznać zdenerwowania. Siada na łóżku, opiera łokcie o kolana i czeka>

Shilla

Bo wasz gatunek to bigamiści, a ja bym nie zniosła, gdybyś to, co robisz ze mną i to, co mi ofiarowujesz miałaby także inna kobieta. Uprzedzam, bo nigdy o tym ci nie mówiłam, ze nie lubię takiego czegoś <wzdycha> i jakbyśmy byli już np. w stałym związku i chciałbyś drugą żonę... to odeszłabym <patrzy na niego stanowczo>

żółtooki

<Słuchając wypowiedzi na początku na jego twarzy maluje się wyraz ulgi, ze chodzi o taką „błahą” dla niego sprawę, ale kiedy dociera do niego zwrot „odeszła bym” uśmiech ten znika natychmiast. Siedzi chwile rozmyślając.> Mówić trzeba <To powiedziawszy zaczyna zastanawiać się, czy aby to co w tej chwili robi nie jest sprzeczne z jego słowami>

Shilla

Wiesz, że oddałabym za ciebie życie, albo przynajmniej ratowałabym cię w niebezpieczeństwie jak tylko mogę? Chodź bliżej <podaje mu rękę>

żółtooki

No, chyba <Pozwala się wziąć za rękę> Chyba wiem. <Wzrusza ramionami, koszula spada mu z prawego ramienia i widać jeszcze nie do końca zasklepiony ślad po ranie sięgającej od obojczyka aż do barku.>

Shilla

<przyciąga go do siebie> ściągnij koszulę <patrzy na niego> chcę zobaczyć wszystkie twoje rany i blizny <jej głowa jest blisko jego głowy, czuje na sobie jego oddech, trochę drży>

żółtooki

<Rozluźnia mięśnie, spogląda na nią> Ale po co?

Shilla

Nadamy im imiona, a poza tym dlatego, że cię kocham <dalej patrzy>

żółtooki

Imion im nie potrzeba.. <Ściąga koszule, która wygląda tak, jakby nosił ją przez cale zycie, i odrzuca w kont>

Shilla

A co trzeba? <patrzy jak 10-latka na niego, trochę jakby wystraszona, bardziej raczej niepewna co będzie dalej>